Witajcie kochane.
Szczerze to bardzo ale to bardzo długo zabieralam się za tą notkę. Przekładałam ją, z dnia na dzien, ale w koncu się zdecydowałam. Może też trwało to dlatego taki kawał czasu, bo musiałam wszystko przemyśleć, żeby jak najlepiej przekazać Wam moję ostatnie myśli.
Kończę z Aną, nie chcę byc już niewolnikiem, sama potrafie zapanować nad swoim ciałem.
Zacznę może od początku..gdzie w ogóle mialo to początek.
Tak jak pisałam przez ostanie notki, pojechałam na tygodniowe wakacje. Wraz z rodzicami mieliśmy wyjezdzac na lotnisko o 24. W ten dzień postanowiłam sobie, że bede mało jeśc, aby podczas drogi nie było mi zas niedobrze z przeżarcia i bym nie musiała czuć swojego ZNOWU wypukłego od przesadzonej ilosci jedzenia. Niestety, dzień jak codzień, po powrocie ze szkoły nażarłam się jak dzika świnia. Potem ćwiczylam, potem znow jadlam, potem cwiczylam i znow jadlam. O 22 poszlam do łazienki, płakalam z bezsilnosci, nawet nie miałam ochoty już jechac na te wakacje, chcialam sie zaszyć w domu i nie wychodzic. Patrzyłam w lustro i plakałam.
Teraz gdy sobie to przypomne i widze że to było psychiczne, po prostu chore. W obecnym czasie doskonale rozumiem moja mame, dlaczego mówiła mi, że najlepszym rozwiazaniem dla mnie była by wizyta u psychologa bo nie mogła juz patrzec jak sama się katuję.
No ale cóż, wakacje już opłacone no i wyruszyliśmy.
Wczesniej postanowilam, że ten tydzien tam poświęce na zdrowe jedzenie i ruch, poniewaz posilki mielismy o okreslonych porach, a sama nie mialam nic w pokoju do jedzenia, wiec nie moglam sie objesc jak to robilam codziennie tu w Polsce.
Jechalismy, jechalismy, w koncu zatrzymalismy sie w takim mozna powiedziec "bufecie" zeby coś zjesc. Ja wybrałam jednak herbate, nic nie zjdalam, po drugie i tak juz mialam wystarczajace wyrzuty sumienia. Rodzice i brat zdjedli no i wyruszylismy na lotnisko. Lecieliśmy 4,5 godziny. Przez ten czas nic nie zjadlam. Gdy dotarlismy na miejsce obad byl za 30 min. No ale dobrze, czas minął i koło 13 poszlismy cos zjesc. Stołowka bya ogroomna, jedzenia tez strasznie duzo. Jednak pomimo tego widoku nie zjadlam duzo, tylko odrobine ryzu. Chociaz bylam glodna po calej podrozy i tez emocjach. Do kolacji (19.00) spacerowalismy, odpoczywalismy po drodze, czas minął szybko, ale głod mnie zzeral. Na kolacji zjadlam same zdrowe rzeczy, z tego co pamietam jakies gotowane warzywa. Kolejny dzien zaczal sie podobnie, samo zdrowe jedzenie. Na sniadanie musli na jogurcie naturalnym, obiad, warzywka z ryba i kolacja tez dosc zdrowa. I tak mijal mi tydzien. Oczywiscie zdarzylo mi sie zjesc cos niezdrowego, jakies ciasto, czy pare frytek, ale nie tak jak tu.
Poza jedzeniem moge Wam zdradzic tak dodatkowo, ze poznalam tam chlopaka, byl animatorem w tym hotelu, dogadywalismy sie po angielsku, ale był niesamowity. Nawet nie myslalalam tak o jedzeniu bo bylam w jakims jego amoku haha :) No ale wracajac do naszej sprawy. To bardzo duzo sie tam ruszalam. Caly czas praktycznie gdzies chodzilam, tu przebieglam, plywalam, spacerowalismy wzdloz oceanu, wieczorne dyskoteki, gdzie tanczylam po godzinie a jeszcze potem jak wracalam do pokoju to cwiczylam troszeczke, no i wiele wiele pozytywnych emocji.
No i tak tydzien zlecial , bardzo ale to bardzo przyjemnie.
W dzien wylotu zjadlam na sniadanie musli i z tego co pamietam 2/3 slodkie buleczki, potem nie jadlam juz nic dopiero na drugi dzien w Polsce. Odczuwalam glod, ale w ogole mi to nie przeszkadzalo. Tam tez bardzo czesto bylam glodna.
I tak na wadze po tygodniu zobaczylam 58 kg. Schudlam 2 kg w tydzien. Bez jakis strasznych wyrzeczen.
A teraz moje wnioski..
Tam zylam mozna powiedziec beztrosko. Nie myslalam o jedzeniu, wiedzialam ze mam ustalone posilki i ze po prostu musze zjesc cos zdrowo. Ruchu tez bardzo duzo. Zauwazylam tez, ze nie tylko ja sie tak tam zywilam i cwiczylam. Wiele pan odzywialo sie tak samo. I wcale nie bylam tam INNA jak to sobie zawsze wmiawialam.
Dlatego walczcie ze sobą! Nie ulegajcie glosu, mówiącemu Wam,żebyscie sie nazarly zamknely w pokoju i nie wychodzily z domu, ani tez nie komus kto mowi Wam "zjedz dzis jedna marchewke" a potem spisz caly dzien w domu z glodu i z wyczerpania.
Ja już powiedzialam temu NIE. Teraz zauwazylam ile naprawde swietnych chwil mnie ominelo, bo zaszywalam sie w domu przez jedzenie, albo przez jego brak.
Jedzenie powinno stanowic ostatnie miejsce na liscie naszego planu dnia. Nie możemy poswiecac mu calej uwagi.
Nie pisze tego po to, zebyscie nagle wszystkie rzucaly swoje diety, nie skądze. Chcialam Wam tylko przekazac zeby jedzenie, dieta nie zajmowalo całego czasu i zycia.
Po drugie jezeli caly czas myslicie o jedzeniu tym bardziej nasuwacie na siebie jego presje. Na przyklad przechodzicie na jakąs diete ale za chwile macie ochote na cos slodkiego. Wiec jecie to i rzygacie ..
Ciało to NASZA świątynia i nie dajcie się zeby ktokolwiek inny nim kierowal.
To Wy wiecie co dla niego najlepsze.
Ja obecnie przechodze na SGD i nie, nie nazywam tego katorgą, wręcz się ciesze. Moje zycie teraz jest naprawde bardzo dobre. Coraz bliżej wiosna i świat staje się też bardziej radosny i kolorowy. SGD nie bedzie stanowic podstawy do mojego funkcjonowania. Dieta bedzie tylko małą cząsteczką w całym moim planie. I własnie to chcialam Wam przekazac- róbcie co i jak chcecie, ale nie pozwolcie zeby to "coś" zapanowało nad całym Waszym zyciem!
Dziewczyny nie dajcie się.
Nie wiem czy jeszcze tu napisze, szczerze nie chce juz uczestniczyc w takim zyciu. Założyłam sobie zeszyt, w ktorym tam bede opisywac moje postepy w diecie i bilanse. Moze kiedys jeszcze tu napisze, moze jutro, moze za tydzien, miesiac, rok ...
Na dzien dzisiejszy Was żegnam i szczerze życze, zebyście w koncu byly szczesliwe, bez Any.
I prosze nie osądzajcie mnie za to, ze tak postanowilam.