środa, 26 marca 2014

"Ciało to twoja świątynia"- podniosłam się i działam

Cześć wszystkim.
Od ostatniego postu miałam kilka chwil bezradności, jeszcze większej bezsilności i strasznego płaczu. Ale tak naprawdę po co to wszystko. Mam przecież całe życie, więc mogę kazda diete wypróbować :) Po co zastanawiac sie którą i zmieniac , mieszać. Po drugie tak naprawde doszlam do wniosku ze to nie dieta jest problemem, lecz moja motywacja, a właściwie jej brak. 
Wczoraj chciałam ubrac spodenki z wakacji. Kupiłam je ważac 45 kg, teraz pewnie gdzies z 60 jest, boję sie nawet stawac na wagę. Zatrzymały mi się już gdzieś na początku ud. Nie wciągnełam ich do konca. Poczułam taką złość, ale jednoczesnie siłe "PIERWSZEGO LIPCA JE UBIERZESZ I BEDZIESZ ZAJEBISCIE SIE W NICH PREZENTOWAĆ". Dokładnie tak sobie pomyślałam :) 

Jutro pierwszy dzień SGD. 

Szczerze to jak sobie rozplanowalam bardzo dokladnie i dobrze ten jadlospis to np z 400 kcal wychodza naprawdę nie małe posiłki. Hm "posiłki", no nie wiem czy wasse można nazwac posiłkiem, ale chodzi mi, że lepiej zjeśc czegos duzo, co jest malo kaloryczne niż zjesc jedną bułe ktora zajmie to 400 kcal. 
To tylko 1 miesiąc. Dni teraz tak szybko uciekają. Nic nie stoi mi na przeszkodzie bym nie przeszła na tą dietę. Mam cichą nadzieję, że uda mi się schudnąć do 50kg. Moje ciało ma tak, że szybko chudnie, ale tak samo tyje w ekspresowym tempie. Po drugie po ostatnich miesiącach i dniach mojej wielkiej ilosci jedzenia , nagle takie BUM moze spowodowac duzy spadek wagi. 

Wierze, że mi sie uda i ze moze juz za miesiac wcisne sie w te spodenki, przynajmniej choc na cale uda wejdą.

Ostatnio mam bardzo dziwnie zmiany nastroju. Aż mnie to samą przeraża. Wiem, ze to przez jedzenie. P. i mama też bardzo dobrze o tym wiedza, jak mnie pocieszaja, lecz nie mowia tego na glos, bo nie chca robić mi przykrosci, ale bardzo dobrze wiem, że mnie rozumieją. Juz nie raz byly takie sytuacje, że mi mowily o co tak naprawde chodzi. Tylko wtedy wyrzucaly to z siebie, jak juz bylam w naprawde zlym stanie. 

Jednak wiosna robi swoje i gdy tylko wstając widze piekne sloneczko, chce mi się żyć. Dostaje jakiejś werwy do wszystkiego. Diety, ćwiczen, spotkan ze znajomymi, nawet na szkołe .. :)

To tylko miesiąc dasz rade, dasz rade. Po tej krotkiej chwili bedziesz wygladala o wiele lepiej, bedziesz sie czuc lepiej. Nie porzucaj takiej szansy. 

Życzę Wam wszystkim kochane dużo pozytywnej energi i abyście wszystkie do wakacji miały swoje piekne, wymarzone ciałka. 
Do jutra! :)




poniedziałek, 24 marca 2014

Bezsilność

Tak, znów wahałam sie czy napisać czy nie, ale jednak nie wytrzymalam. 
Po powrocie z wakacji miałam już nadzieje, wręcz byłam pewna że wygrałam z Aną, że odeszla. Niestety, wystarczyl tydzien, żeby wszystko powróciło do starego ładu. Znów myśli o dietach, na ktorą przejsc, moze sgd, moze ta, a moze inna,  o nazarciu się ...
W dodatku mam okres i juz w ogole. 
Naprawde uwierzyłam, że potrafie bez niej żyć, że sama wszystko ogarne, że musze się cieszyc z zycia bo nie tylko jedzenia i odchudzanie jest najwazniejsze.
Jeden tydzien i wszystko wrociło. Jestem głupia, bezsilna, gruba i znów uwięziona. Chce wolności! 
Chce znów czuć, że potrafie sama sie ograniczac i kontrolowac. Znów powróciłam do tej klatki Any. Boję się, znów płacze bo nie daje sobie rady. Dlaczego? Czemu to dotyka akurat mnie i Was? 
Chcialabym cofnąc się o 2 tygodnie wstecz kiedy naprawde czulam się już taka silna i niezalezna. 

A teraz, powtorka, objadanie sie, rzyganie, objadanie, glodzenie, objadanie, cwiczenia. 

Nie chcę tak zyć! Chcialabym komuś o tym powiedziec, ale wiem, że nikt mi nie bedzie w stanie pomóc, bo nikt "normalny" mnie nie zrozumie. 
Ja sama jeszcze 2 tyg temu jak sobie przypominalam to zycie ktore wlasnie znów wrocilo bylam zniesmaczona i wrecz uwazalam to za psychiczne.

Zastnawiam się na jedną kweistą, tak dietą :
-sgd
-rano wasa, potem obiad
-czy moze powrot do mojej diety z przed roku 

ale teraz :
-na sgd jestem strasznie glodna
-druga opcja, niby wydaje sie spoko, ale ja wole czeste posilki
-do starej diety boje sie wrocic, mam zwiazny z nia jakis dziwny strach. choc moze jakbym go przelamala to bylo by ok?


NIE DAJE RADY. 
Znów zabłądziłam i sama się uwięziłam, moje życie znow wyglada jak zycie niewolnika.

 A może po prostu zmienic nastawienie na takie jakie mialam po wakacjach.. 
Chcialabym wejsc na wage , ale wiem ze zobacze tam cos czego nei chce widziec, w dodatku mam okres. Nie, nie będe tam wchodzic.

Ide sobie rozpisac plusy i minusy wszystkich tych diet. 

Mam nadzieję, że chociaz Wy sobie lepiej radzicie, do zobaczenia ..

czwartek, 20 marca 2014

Szczęśliwe zakończenie? Do widzenia.

Witajcie kochane. 
Szczerze to bardzo ale to bardzo długo zabieralam się za tą notkę. Przekładałam ją, z dnia na dzien, ale w koncu się zdecydowałam. Może też trwało to dlatego taki kawał czasu, bo musiałam wszystko przemyśleć, żeby jak najlepiej przekazać Wam moję ostatnie myśli.

Kończę z Aną, nie chcę byc już niewolnikiem, sama potrafie zapanować nad swoim ciałem.

Zacznę może od początku..gdzie w ogóle mialo to początek.
Tak jak pisałam przez ostanie notki, pojechałam na tygodniowe wakacje. Wraz z rodzicami mieliśmy wyjezdzac na lotnisko o 24. W ten dzień postanowiłam sobie, że bede mało jeśc, aby podczas drogi nie było mi zas niedobrze z przeżarcia i bym nie musiała czuć swojego ZNOWU wypukłego od przesadzonej ilosci jedzenia. Niestety, dzień jak codzień, po powrocie ze szkoły nażarłam się jak dzika świnia. Potem ćwiczylam, potem znow jadlam, potem cwiczylam i znow jadlam. O 22 poszlam do łazienki, płakalam z bezsilnosci, nawet nie miałam ochoty już jechac na te wakacje, chcialam sie zaszyć w domu i nie wychodzic. Patrzyłam w lustro i plakałam. 

Teraz gdy sobie to przypomne i widze że to było psychiczne, po prostu chore. W obecnym czasie doskonale rozumiem moja mame, dlaczego mówiła mi, że najlepszym rozwiazaniem dla mnie była by wizyta u psychologa bo nie mogła juz patrzec jak sama się katuję.

No ale cóż, wakacje już opłacone no i wyruszyliśmy. 

Wczesniej postanowilam, że ten tydzien tam poświęce na zdrowe jedzenie i ruch, poniewaz posilki mielismy o okreslonych porach, a sama nie mialam nic w pokoju do jedzenia, wiec nie moglam sie objesc jak to robilam codziennie tu w Polsce.

Jechalismy, jechalismy, w koncu zatrzymalismy sie w takim mozna powiedziec "bufecie" zeby coś zjesc. Ja wybrałam jednak herbate, nic nie zjdalam, po drugie i tak juz mialam wystarczajace wyrzuty sumienia. Rodzice i brat zdjedli no i wyruszylismy na lotnisko. Lecieliśmy 4,5 godziny. Przez ten czas nic nie zjadlam. Gdy dotarlismy na miejsce obad byl za 30 min. No ale dobrze, czas minął i koło 13 poszlismy cos zjesc. Stołowka bya ogroomna, jedzenia tez strasznie duzo. Jednak pomimo tego widoku nie zjadlam duzo, tylko odrobine ryzu. Chociaz bylam glodna po calej podrozy i tez emocjach. Do kolacji (19.00) spacerowalismy, odpoczywalismy po drodze, czas minął szybko, ale głod mnie zzeral. Na kolacji zjadlam same zdrowe rzeczy, z tego co pamietam jakies gotowane warzywa. Kolejny dzien zaczal sie podobnie, samo zdrowe jedzenie. Na sniadanie musli na jogurcie naturalnym, obiad, warzywka z ryba i kolacja tez dosc zdrowa. I tak mijal mi tydzien. Oczywiscie zdarzylo mi sie zjesc cos niezdrowego, jakies ciasto, czy pare frytek, ale nie tak jak tu. 
Poza jedzeniem moge Wam zdradzic tak dodatkowo, ze poznalam tam chlopaka, byl animatorem w tym hotelu, dogadywalismy sie po angielsku, ale był niesamowity. Nawet nie myslalalam tak o jedzeniu bo bylam w jakims jego amoku haha :) No ale wracajac do naszej sprawy. To bardzo duzo sie tam ruszalam. Caly czas praktycznie gdzies chodzilam, tu przebieglam, plywalam, spacerowalismy wzdloz oceanu, wieczorne dyskoteki, gdzie tanczylam po godzinie a jeszcze potem jak wracalam do pokoju to cwiczylam troszeczke, no i wiele wiele pozytywnych emocji.

No i tak tydzien zlecial , bardzo ale to bardzo przyjemnie.

W dzien wylotu zjadlam na sniadanie musli i z tego co pamietam 2/3 slodkie buleczki, potem nie jadlam juz nic dopiero na drugi dzien w Polsce. Odczuwalam glod, ale w ogole mi to nie przeszkadzalo. Tam tez bardzo czesto bylam glodna.

I tak na wadze po tygodniu zobaczylam 58 kg. Schudlam 2 kg w tydzien. Bez jakis strasznych wyrzeczen.



A teraz moje wnioski..
Tam zylam mozna powiedziec beztrosko. Nie myslalam o jedzeniu, wiedzialam ze mam ustalone posilki i ze po prostu musze zjesc cos zdrowo. Ruchu tez bardzo duzo. Zauwazylam tez, ze nie tylko ja sie tak tam zywilam i cwiczylam. Wiele pan odzywialo sie tak samo. I wcale nie bylam tam INNA jak to sobie zawsze wmiawialam. 

Dlatego walczcie ze sobą! Nie ulegajcie glosu, mówiącemu Wam,żebyscie sie nazarly zamknely w pokoju i nie wychodzily z domu, ani tez nie komus kto mowi Wam "zjedz dzis jedna marchewke" a potem spisz caly dzien w domu z glodu i z wyczerpania.

Ja już powiedzialam temu NIE. Teraz zauwazylam ile naprawde swietnych chwil mnie ominelo, bo zaszywalam sie w domu przez jedzenie, albo przez jego brak. 
Jedzenie powinno stanowic ostatnie miejsce na liscie naszego planu dnia. Nie możemy poswiecac mu calej uwagi. 

Nie pisze tego po to, zebyscie nagle wszystkie rzucaly swoje diety, nie skądze. Chcialam Wam tylko przekazac zeby jedzenie, dieta nie zajmowalo całego czasu i zycia.  
Po drugie jezeli caly czas myslicie o jedzeniu tym bardziej nasuwacie na siebie jego presje. Na przyklad przechodzicie na jakąs diete ale za chwile macie ochote na cos slodkiego. Wiec jecie to i rzygacie .. 
Ciało to NASZA świątynia i nie dajcie się zeby ktokolwiek inny nim kierowal.
To Wy wiecie co dla niego najlepsze.

Ja obecnie przechodze na SGD i nie, nie nazywam tego katorgą, wręcz się ciesze. Moje zycie teraz jest naprawde bardzo dobre. Coraz bliżej wiosna  i świat staje się też bardziej radosny i kolorowy. SGD nie bedzie stanowic podstawy do mojego funkcjonowania. Dieta bedzie tylko małą cząsteczką w całym moim planie. I własnie to chcialam Wam przekazac- róbcie co i jak chcecie, ale nie pozwolcie zeby to "coś" zapanowało nad całym Waszym zyciem!


Dziewczyny nie dajcie się.


Nie wiem czy jeszcze tu napisze, szczerze nie chce juz uczestniczyc w takim zyciu. Założyłam sobie zeszyt, w ktorym tam bede opisywac moje postepy w diecie i bilanse. Moze kiedys jeszcze tu napisze, moze jutro, moze za tydzien, miesiac, rok ... 

Na dzien dzisiejszy Was żegnam i szczerze życze, zebyście w koncu byly szczesliwe, bez Any. 

I prosze nie osądzajcie mnie za to, ze tak postanowilam.